"Na własną rękę" Chris Tvedt

Autor: Chris Tvedt
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 365





Mam dobrą passę, to już druga pozy­cja kupiona z pole­ce­nia i tak jak poprzed­nio, nie zawio­dłam się! „Na wła­sną rękę” to druga książka z serii o Mika­elu Bren­nie. Przy­znam, że pierw­szej nie czy­ta­łam i bar­dzo nad tym ubo­le­wam ale nic stra­co­nego, jesz­cze to nadro­bię, oczy­wi­ście jak prze­czy­tam zale­ga­jący na regale sto­sik;) Jak to ze mną prze­waż­nie bywa, książkę kupi­łam w ciemno, nie wie­dząc tak naprawdę o czym jest, prócz tego, że to kry­mi­nał. Wiem że to ama­torka ale trudno, naj­waż­niej­sze, że znów się nie zawio­dłam i mogę ją Wam tutaj przed­sta­wić: )





Poznajmy bohaterów

Mikael Brenne - prawnik u szczytu popularności.
Kari - dziewczyna Mikaela.
Alvin Mo - klient Mikaela, oskarżony o gwałt i morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Hans i Irene Godvik - rodzice ofiary.





O czym jest książka?

"Mikael Brenne dostaje sprawę, której nie można wygrać. Wszystko wskazuje na to, że jego klient zgwałcił, okaleczył i brutalnie zamordował czternastoletnią dziewczynę. Rozprawa nie przebiega jednak zgodnie z oczekiwaniami i wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Mikael czuje się oszukany. Wszczyna prywatne śledztwo, choć jest prawie pewien, że gorzko tego pożałuje..."





Moje trzy słowa

Książka zaczęła się spo­koj­nie, nie wie­dzia­łam czego się spo­dzie­wać, opis na okładce jest skromny i zdra­dza tylko uła­mek tego co kryje książka. Jed­nak strona 65, którą nazwa­łam „stroną widmo”, ponie­waż aku­rat ona nie ma swo­jego numeru, zszo­ko­wała mnie. Jedno zda­nie, które tam wypo­wie­dziano, wywo­łało lawinę zda­rzeń. Mimo 365 stron, książka aż kipi wyda­rze­niami. Bar­dzo podoba mi się, że opisy są mini­ma­li­styczne po pro­stu sku­piają się na tym co istotne. Bez­sen­sowne opisy rze­czy, miejsc lub zda­rzeń, które nić nie wno­szą w histo­rię, to jest to czego w książ­kach nie zno­szę. Czy­ta­nie staję się wtedy męczar­nią i przy­po­mina prze­dzie­ra­nie się przez dzie­wi­czą pusz­czę by dotrzeć do inte­re­su­ją­cego nas miej­sca. „Na wła­sną rękę” jest na szczę­ście książką, którą się wręcz pochła­nia a dodat­kowo uła­twiają to krót­kie roz­działy.
Przed­sta­wiona histo­ria poka­zuje jak zgubne mogą być pozory. Jest zbrod­nia oraz sprawca, wszystko wydaje się jasne, ale czy na pewno? Czy adwo­kat powi­nien zawsze stać za swoim klien­tem, nawet wtedy gdy wie, że jest to złe? Jak daleko może posu­nąć się mece­nas by poznać prawdę? Akcja książki, momen­tami bie­gnie sza­leń­czym tem­pem by za chwilę zwol­nić, dać czy­tel­ni­kowi złudną nadzieję, że odgadł prawdę, że mamy prze­wagę nad boha­te­rem ale póź­niej oka­zuje się, że jed­nak to zmyłka autora. Przy­znam, że paru szcze­gó­łów się domy­śli­łam to jed­nak nie zepsuło mi przy­jem­no­ści czy­ta­nia. Pozor­nie lub nie w książce od początku wia­domo, kto jest mor­dercą a kto ofiarą, jed­nak to co oczy­wi­ste, nie zawsze takim jest. Wiem, że piszę cha­otycz­nie po czę­ści taka moja natura ale co waż­niej­sze nie chcę zdra­dzić szcze­gó­łów histo­rii.
Pole­cam książkę szcze­gól­nie miło­śni­kom kry­mi­na­łów, bo oni na pewno doce­nią tą książkę. Poja­wiają się w niej dra­styczne opisy, które mogą być zbyt dra­styczne dla nie­któ­rych czy­tel­ni­ków, więc nie jest to książka dla każ­dego.


Komentarze

  1. O widzę, że książka w moich ulubionych klimatach, więc muszę ją sobie zapisać na liście ;)

    Pozdrawiam,
    korczireads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz