"Nawiedzony dom na wzgórzu" Shirley Jackson

Czy zda­rzyło Wam się kie­dyś bar­dzo na coś cze­kać, a gdy już to dosta­li­ście oka­zało się to total­nym nie­wy­pa­łem? U mnie taką rze­czą oka­zała się książka Shir­ley Jack­son „Nawie­dzony dom na wzgó­rzu”. Wywo­łała u mnie ogromne emo­cje, jed­nak nie takie jakich ocze­ki­wa­łam po tej pozy­cji.




„Nawie­dzony dom na wzgó­rzu” to książka o Dok­to­rze Joh­nie Mon­ta­gue, który posta­na­wia zba­dać pewien stary dom, sły­nący ze swo­jego mrocz­nego kli­matu. Do tego celu zbiera ekipę – Ele­onorę, The­odorę i Lucka, przy­szłego wła­ści­ciela domu. Mają oni spę­dzić waka­cje w rze­komo nawie­dzo­nym domu i opi­sy­wać swoje wra­że­nia.




Książka oka­zała się ład­nie ubraną lecz marną w środku pozy­cją, nie­stety nie tego się po niej spo­dzie­wa­łam. Teraz, gdy lek­tura już za mną, zasta­na­wiam się dla­czego ma ona tyle dobrych ocen? Co prawda kli­mat samego domu jest bar­dzo fajny, wik­to­riań­ski styl pobu­dza wyobraź­nię, lecz sami boha­te­ro­wie i wyda­rze­nia (któ­rych tak naprawdę jest jak na lekar­stwo) są bar­dzo marne. Bra­kuje dresz­czyku grozy, akcja toczy się leni­wie i w całej książce nie ma efektu WOW.
Jedno muszę tej książce przy­znać, poka­zała mi, że można znie­na­wi­dzić zda­nie- tak zda­nie.
Czę­sto­tli­wość wystę­po­wa­nia „Podróże koń­czą się spo­tka­niem kochan­ków” jest przy­tła­cza­jąca i dla mnie prze­biła nawet „Włą­czamy niskie ceny” (a teraz przy­znać się kto sobie to zaśpie­wał).
Niby mamy do czy­nie­nia z ludźmi doro­słymi i w szcze­gól­no­ści mam na myśli Ele­onorę, która ma już 32 lata a zacho­wuje się jak roz­ka­pry­szone dziecko, póź­niej jed­nak zacho­wa­nie to prze­cho­dzi w sza­leń­stwo, zwy­czaj­nie jej odbiło.
Jestem bar­dzo roz­cza­ro­wana książką, spo­dzie­wa­łam się gęsiej skórki pod­czas jej czy­ta­nia a w rezul­ta­cie mia­łam ochotę ją cere­mo­nial­nie spa­lić, w szcze­gól­no­ści gdy znów prze­wi­jało się owo sławne powie­dzonko. Nie pole­cam, chyba, że chce­cie prze­te­sto­wać swoje nerwy, w takim wypadku jestem z Wami.

Komentarze

  1. Uuu liczyłam w tej pozycji na ten "dreszczyk grozy", ale skoro go tu brakuje, to chyba sobie tę książkę odpuszczę;)

    Pozdrawiam,
    korczireads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam opinię, że pisana jest w starym stylu i nie o grozę tutaj chodzi. Mnie jednak się wydaje, iż sam tytuł sugeruje czytelnikowi "dreszczyk grozy".

      Usuń
  2. Na książkę czekałam z niecierpliwością. I również jak ty zawiodłam się na bohaterach tejże powieści. Nawet jej nie recenzowałam bo szkoda było mojej energi na nią. Myśle, że to kwestia kiepskiego tułmaczenia, to takie moje domysły. W sumie nie wiem jak sam King mógł się tym zachwycać chyba to kwestia marketingu w takiem samym przypadku było z "Dziewczyną z pociągu" miała być genialna, a wyszło słabiutko i nudno pozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam na mój blog www.zaczytanajola.blogspot.com
    Będzie mi miło jak mnie zaoberwujesz pozdrawiam 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakowało w niej dreszczyku grozy co uważam za konieczność w tego typu lekturach... Czasem się zastanawiam, czy King w ogóle zdaje sobie sprawę z tego co "rekomenduje".

      Usuń

Prześlij komentarz