"Tak sobie wyobrażałam śmierć" Johanna Mo
Fani kryminałów zasadniczo dzielą
się na tych o mocnych nerwach, szukających książek, które zmrożą
krew w żyłach i tych o łagodniejszym temperamencie lubiących same
śledztwa, a nie ofiary. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki,
tak więc znajdą się osoby, które lubią oba oblicza i myślę, że
mogę się utożsamić właśnie z nimi, bo mimo mojego upodobania do
mocnych kryminałów lubię czasem spokojniejsze pozycje, które
nadal utrzymane są w tym samym gatunku.
FABUŁA
Policjantka Helena Mobacke wraca do
pracy po rocznej przerwie, która spowodowana była śmiercią jej
ukochanego syna. Jako szefowa grupy dochodzeniowej, już w pierwszy
dzień dostaje sprawę do rozwiązania. Według relacji świadków
młody chłopak został wepchnięty pod nadjeżdżający pociąg
metra. Helena rozpoczyna trudne śledztwo, dodatkowo funkcjonowanie
utrudnia jej własna tragedia, która przysłania jej obiektywizm, co
wywołuje mieszanie uczucia jej podwładnych. Czy Helena przepędzi
duchy przeszłości i doprowadzi sprawę do końca? Czym zawinił
młody chłopak, że musiał umrzeć?
„Tak sobie wyobrażałam śmierć”
jest książką, w której naprzemiennie na pierwszy plan wypływa
śledztwo i osobista tragedia głównej bohaterki. Akcja toczy się
powoli w równym tempie, jednak jest poprowadzona tak, że ciężko
wytypować sprawcę i kierujące nim motywy. Autorka oszczędza
czytelnikowi drastycznych opisów, dzięki czemu książka skierowana
jest do bardziej wrażliwych osób. Historia sama w sobie nie jest
zła i fajnie się ją czytało za wyjątkiem zdania: „Czy to nie
jest trochę nudny prezent? Książki kupuje się chyba, kiedy nie ma
się innego pomysłu” - o zgrozo jak to zdanie mogło przejść
komuś przez gardło? A poważnie, to może nieksiążkowy roller
coaster ale czyta się przyjemnie.
Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję:
Komentarze
Prześlij komentarz